Ketha, Heatenic Noiz Architect, Poznań, U Bazyla, 23.05.2008

Alterantive, psychodelic, experimental music. Takimi przymiotnikami określają swoją twórczość członkowie Ketha. Rzeczywiście muzyka to niebanalna i w Polsce jeszcze mało znana. Trudno odmówić racji mojemu przyjacielowi, który stwierdził, że w Stanach Zjednoczonych znaleźliby nieporównywalnie więcej odbiorów, a ich muzyka byłaby lepiej rozumiana.
Niestety, w Poznaniu nazwa Ketha nie przyciągnęła. W klubie „U Bazyla” gdzie miał miejsce koncert było w porywach 50 osób, z czego i tak nie wszyscy zainteresowani koncertem. Dziwi to tym bardziej, że w mieście na ilość plakatów informacyjnych narzekać nie było można. Jaka jest więc przyczyna? Długi weekend, miejsce koncertu czy może „Katha” wciąż mówi ludziom niewiele?
Koncert zamiast o 19 zaczął się w okolicach 21. Opóźnienie jednak usprawiedliwione, bo wszyscy mieli nadzieję, że może coś w kwestii frekwencji się ruszy.
Na scenie pojawił się Heatenic Noiz Architect, który jest supportem Ketha na mini trasie. Co ciekawe zagrali w okrojonym składzie, gdyż na koncertach we Wrocławiu i w Poznaniu zabrakło… wokalisty. Zespół zagrał więc w pełni instrumentalny set, niestety bez żadnego kontaktu z publicznością, co spowodowało, że niektórzy przez cały koncert mieli wątpliwości czy to Heatanic czy może dodatkowy support. Co by jednak nie mówić to koncert wypadł naprawdę nieźle. Brak wokalisty sprawił, że całą uwagę można było skupić na gitarach i sekcji rytmicznej. Pierwsze skojarzenie, które nasunęło mi się słuchając występu to Pelican. Było jednak trochę bardziej żywiołowo, ciężej, mniej refleksyjnie, ale za to bardziej corowo.
Brzmienie jak na klub „U Bazyla” było naprawdę przyzwoite. Zespół po mimo niesprzyjających okoliczności zagrał ciekawie i tym większa szkoda, że nie można było ich zobaczyć w pełnym składzie.
Po krótkiej przerwie zainstalowała się Ketha. Jako, że wcześniej miałem okazję zapoznać się już z ich twórczością czekałem z zainteresowaniem na to, co pokażą na żywo. Niestety tym razem z nagłośnieniem było już znacznie gorzej. Było po prostu za głośno, a dodatkowo pojawiły się spore problemy z „uporządkowaniem” wokalu. Gdy był growl – było za głośno, gdy partie były cichsze – kompletnie nie było ich słychać. Te mankamenty sprawił, że odbiór muzyki był znacznie utrudniony. Ketha zagrała kilka utworów ze swojej ostatniej płyty „III-ia” oraz nowe utwory z nadchodzącego wydawnictwa.
Zdaję sobie sprawę, że wiele rzeczy mogło potoczyć się z goła odmiennie gdyby frekwencja dopisała. Chociaż i tak trzeba oddać wielki szacunek zespołom, że mimo wszystko zachowały się profesjonalnie. Nikt koncertu nie „oddał walkowerem” i starał się pokazać z jak najlepszej strony. To pewnie niezbyt miłe, ale na pewno hartujące doświadczenie, które miejmy nadzieję, że zaprocentuje w przyszłości.